swieta
lockpicking
Zycie plynie swoim torem, nowy rok za pasem, MATURA (nienawidze tego slowa... nie wiem czemu) tez za pasem. Szybko to leci wszystko... w zastraszajacym tempie bym powiedzial... czuje sie jakbym wsiadl do pedzacego na leb na szyje pociagu zwanego zyciem. I pociag nie moze zwolnic. Wyskoczyc z niego nie sposob, nie chce. Dobrze mi w nim. Tylko czemu on tak pedzi... na leb, na szyje... Za niespelna 2 miesiace skoncze 19 lat... przeciez przed chwila zapalilem swojego pierwszego papierosa, przed paroma minutami pociagnalem pierwszy lyk alkoholu, zaznalem milosci fizycznej... mimo to nie czuje sie jeszcze stary :-) Na szczescie! Jeszcze duzo przede mna, tak sadze. Wiele sie moze zmienic w tym, nadchodzacym roku 2003. Mam taka swoja teorie...
Wszystko sie zaczelo sypac u nas, w rodzinie okolo roku 1995. Taaak... ten rok byl feralny, matka z ojcem na stale sie rozeszli (dokladniej to ona go wyrzucila z domu..) zaczely sie problemy finansowe, sprawy w sadzie o alimenty. Zadna ze stron nie chciala rozwodu. Z prostej przyczyny - to kosztuje! Wiecie ze rozwod kosztuje? Ja sie wtedy o tym dowiedzialem.... No i sa w separacji do tej pory... ale o czy mto ja? Aha. No wiec od tego 1995 roku minelo siedem, dluuugich, chuudych lat. Moja teoria opiera sie na prostym zalozeniu, ze ktos wtedy nad nasza rodzina, zyciem rozbil lustro :) A jak to sie zwyklo mowic - rozbicie lustra to 7 lat nieszczesc. No wiec jakos przetrwalismy te 7 lat. Jakos, bo latwo nie bylo zapewniam. Teraz bedzie lepiej! Wierze w to z calego serca!!