55
Góry to nie tylko przyroda, to także ludzie. Ten surowy klimat przez wiele wieków kształtował typ człowieka odpornego na odpornego na przeciwności losu, potrafiącego radzić sobie w każdych warunkach. Człowieka otwartego na potrzeby innych, o wielkim i dobrym sercu. Spośród wszystkich o Nim mówiono, że najbardziej zna góry, tu się urodził i przeżył całe życie. Nigdy nie wyjeżdżał, morze znał z opowieści a wielkie miasta kojarzyły mu się tylko z tłokiem. Nie lubił tego, wolał wyjść na jakiś szczyt, usiąść, zjeść kawał zwykłego wiejskiego chleba, porozmawiać z przyrodą, posłuchać gór. Wielu tak robiło, ale tylko jemu góry odpowiadały, tylko on rozmawiał z nimi. Dlatego też nigdy nie czuł się samotny. Nigdy też nie pragną bogactw, mała, ale przytulna chatka na stoku wystarczała mu. Trochę rzeźbił, malował i pisał. Czasami oprowadzał wycieczki. W góry wychodziła grupa rozkrzyczanych miastowych, wracała cicha, spokojna, pełna szacunku i powagi dla tego regionu. Wracali z uśmiechem na ustach, a potem jeszcze wielokrotnie go odwiedzali. Miał wielu przyjaciół i żadnych wrogów, może z wyjątkiem lekarzy, którzy nie mogli go zmusić do wizyt i brania leków. Szczególnie to było widać, gdy siwizna przyprószyła włosy. Podupadł na zdrowiu, schudł, zaczął chodzić nieco wolniej, podpierając się pięknie rzeźbionym kijem.
Tak jak mawiali górale nadeszła ta ciężką część zimy, zasypało drogi, chwycił srogi mróz. Jego chatka została odcięta od świata na kilka tygodni. Był na to przygotowany, zapasy drewna i jedzenia mogły starczyć na miesiące. I wystarczyły. Gdy tylko drzewa się znów zazieleniły wyszedł wszystkich doliny. Odwiedził wszystkich bliskich znajomych. Ostatniemu powiedział, że idzie przejść się na jeden szczyt. Z plecakiem i swoim kijem wyszedł. Ostatni turyści właśnie schodzili ze szczytu gdy on tam doszedł. Powiedział im żeby szli, on ich dogoni. Nie stało się tak gdyż pozostał noc na szczycie, nazajutrz promienie słońca po raz ostatni ogrzały pomarszczoną twarz. Słońce oświetliło skaliste szczyty i postać opartą o krzyż ustawiony na najwyższym szczycie. Światło padło na obłe kształty dalszych wzniesień i refleksami rozstrzeliło po tafli górskich łąk i lasów. Gra świateł wydawała się nie mieć końca. Jego twarz rozjaśnił uśmiech, wstał ubrał plecak i ruszył w drogę powrotną. Gdy schodził ze szczytu wydawało mu się że widzi świetlistą postać wyciągającą ku niemu ręce. Nikt nie wie, co stało się później. Nikt go już więcej nie widział, mimo że poszukiwania trwały wiele dni.
Czasami zagubieni turyści opowiadają o starszym mężczyźnie z plecakiem, który wskazuje im dobry kierunek a potem znika we mgle. Można też o świcie zobaczyć kogoś na szczycie. Niektórzy mówią, że postać z plecakiem i laską ma białe skrzydła.
reverse engineering forum